wynoszew sie z mojej komorki. bilet do delhi w kieszeni. goraco mnie zabijalo. a na dachyu w tym moim hoteliku mieszkal niezly japonczyk starszy, wygladal jak pan mijagi z karate kid, identyko:) rano pzred wyjazdem wpadam jeszcze na sniadanie do bamboo, polecam, smacznie i tanio, a i mozna ciekawych ludzi spotkac, jak i tym razem dosuiadl sie do mnie starszy francuz. w indiach juz kilkadziesiat razy byl, a w puri kilkanascie, mowi ze siedzi tu pare miesiecy. puri to troche nawiedzone miejsce, ludzie przyjezdzaja tam medytowac itp, francuz byl tez wokalista w kapeli rokendrolowej ciekawy gosc