puri, mialem miec pokoj za 150 rupi dwuosobowy wielki z lazienka, superczysty, ale sie okazalo ze koles sie nie wyprowadzil i facet zaproponowal mi pokoj za 80rupii, 2 m na 2m lozko, pollka, nawet okno i moskitiera, lazienka na zewnatrz, super, mowie ze zostaje w tym pokoju, troche klaustrofobiczny, ale mialem juz podobne i da sie wytzrymac:) poza tym prowadzi to mila rodzina... wyporzyczylem rower i wio pod swiatynie jagadish mandir, to jedna z ikon indii, niestety nie- hindusow nie wpuszczaja, a otoczona jest wielkim murem i musialem wchodzic na dach pobliskiej biblioteki zeby cos zobaczyc, cholera w bibliotece facet pokazuje mi zeszyt z dotacjami tam kwoty oscyluja wokolo 1000rs, mowie ze nie ma bata, za 5minut na dachu moge dac 10 rypi max, kolo nie chce ponizej 20zejsc, spadam, ale po chwili wracam i pokornie place 20, nie ma innej opcji poocserwowania swiatyni, robi wrazenie, ale tez niewiele widac. rower nie byl najlepopszym pomyslem, goraco jak diabli 30stopni w cieniu, slonce non stop, przejebane, ledwo wytrzymuje wlewajac w siebie litry wody, a rower to jak stara ukraina, do kierowniocy ciezko sie przyzwuczaic jakas dziwna, po drodze syf straszny, dawno takiego gowna nie widzialem, wszedzie tony smieci, krajobraz rozkladu, walesaja sie krowy i mnostwo bykow, pod swiatynia nawet poborzni hindusi karmia je z reki, psow masa, co mnie najbardziej niepokoi. podsumowujac, niebardzo mi sie tu podoba, kupilem biulet na za pare dni, jade do delhi, a z tamtad na polnoc, bo czas goni, jak chce na khumba mela zdazyc na 2nd royal bath, takze chwile odsapne w cieniu himalajow:)