mongla male miasteczko, moze kilkunastotysieczne, z jedna glowna ulica, mieszkalismy tam w hotelu bangkok, gdzie wlascicielem byl siwobrody staruszek, bardzo mily. francuz najwiecej czasu spedzal w ubikacji, takze wloczylem sie po okolicy z czechem
przypadkowo trafilismy do szkoly, ponad setka dzieci sie tam uczy. na czas naszej wizyty lekcje zostaly wstrzymane. zasiedlismy w pokoju naiuczycielskim, dzieci graly dla nas na instrumencie podobnym do akordeonu tyle ze nie trzymanym w rekach, tylko lezacym na stole, spiewaly, potem pokaz tancow, zadziwialo nas to ze dziewczynki szescioletnie tak tancza, mialy pozakladane na nogi dzwoneczki, ktre przy mocniejszym tupnieciu wydawaly glosniejszy dzwioek i robilo to wrazenie, zwykle dzieci w zwyklej szkole tak tancza! potem sie popsol magnetofon i koniec tanczenia. no super bylo, potem ciasteczka i herbata, rozmowy, pokazywalem na mapie gdzie jest polska. nauczyciele zadowoleni, dziekowali ze odwiedzilismy ich szkole, no a potem popelnilem nietakt, speszylem dyrektorke, ktorej na porzegnanie podalem reke, a wiadomo w kraju muzulmanskim nie podaje sie kobietom reki:)
w mongli wszyscy mysleli ze jestesmy z korei:) po tym jak pewnego razu ktos po raz milionowy tego dnia zapytal skad jestescie ja mu nato: ja z japoni, on z korei, a on z chin, uwierzyl, ale zapamietal tylko koree i tak gluchy telefon poniosl w miasto ta nowine:) lepsza sytuacje mial peter, ktorego jak pytali skad jestes, a ten mowil czechy to nikt nie wiedzial co to, to ten zawsze tlumaczyl ze kolo niemiec, to bengalowie ze swym kruchym angielskim, podlapywali ze on jest z niemiec, potem nie chcialo mu sie tlumaczyc to mowil ze jest z niemioec, no i raz mowi tak, a koles bengal mu na to: aach germany! good country! hitler very good! ....:))
mongle bede bardzo milo wspominal, swietni ludzie, bylem w tylu domach, chatki takie w ktorych nawet u nas nie zrobiono by obory, a tam ludzie tak zyja. raz gospodarz pyta czy chce kokosa, po czym wybiega z haty wdrapuje sie na palme i maczeta scina kokosa:)
w bangladeszu, w indiach tez zreszta, chlopy nie spotykaja sie w barach za to przesiaduja w herbaciarniach ulicznych, gdzie za pare taka mozna napic sie mala szklaneczke cza, ja z petrem tez namietnie przesiadywalismy w takich miejscasch. szczegolnie upodobalismy sobie jedno, gdzie podawal szofik, mlody chlopak, moze 12letni. co chwila ktos krzyczal, szofik! a ten maly sie dwoil i troil i za chwilke juz byl na miejscu:0 ciekawym rozmowom w tym miejscu nie bylo konca, ech zalowalismy z petrem potem ze jeszcze nie zostalismy dluzej w mongli!