z mongli dwoma autobusami docieramy do bagerhatu. autobusy w bangladeszu sa dla jakichs dzieci chyba, laweczki waziutkie i tak jaby zrobione zlosliwie, ze spadem i tzreba cala droge byc skoncentrowanym zeby nie zleciec z tego, na nogi tez przestrzen ograniczona, sufit zaraz nad glowa, a jak sie jeszcze plecak wladuje to juz wogule jak przejebane i ten tlum jeszcze, potem trzeba wysiasc z tym plecakiem, a jak sie przedzierac przez tylu ludzi, wysiadam oknem czym wzbudzam szacunek patrzacych naokolo bangali:) no ale widoki, zarombiste! dzungla, palmy, jeziorka, sadzawki, zielono, zycie az tryska. a bagerhat zakurzone miasto, hotel plugawa nora z reszta po nocy w ktorej jestem taki pogryziony, myslalem ze to uczulenie na cos, ale potem ktos mi uswiadamia ze to bed bugs, zyjace w materacach robaki, zrace krew, a swedza te krostki okropnie, mam w nich cale rece i nogi, i okolice nerek, niezle pastwisko se zrobily ze mnie:)
bagerhat to dla muzulmanow szczegolne miejsce z racji kompleksu meczetow, w jednym z nich wchodzac do srodka jakies typy mnie ciagnal od razu do money box, odmawiam i ide dali:) meczety fajne, ale nie zachwycaja, za to okolica w jakiej sie znajduja znow robi na mnie wrazenie, spokojne jeziorko, palmy, taki leniwy krajobrazik:)
wieczorem z petrem siedzimy w ulicznej herbaciarni, w koncu ktos odwazniejszy zaczyna rozmowe z nami, po chwili cala okolica zbiera sie nad nami, masa ludzi, dolaczaja ciagle nowi przechodnie, patrza i sluchaja choc malo rozumieja, pochwili tlum jest tak duzy ze na ulicy riksze nie maja miejsca zeby przejechac, wpada policjant i rozgania towarzycho, nam oczywiscie nic nie mowiac, sytuacja po chwili sie powtarza i zniow wkracza policja:) wesolo