po paru relaksujacych dniach w khajuracho (ostatniego dnia jadlem pizze, cholera, polowy nie zjadlem tego zakalca z pieczarka, kurwa, juz nie ufam LP) stacja za miastem, pociag odjezdzal mi wieczorem poznym, rikszarze spiewaja sobie cene jakas z kosmosu, to sie umowilem z jakims rikszarzem z miasta, on mi gadal ze bierze wieczorem na ten sam pociag jakas pare z angli i zebym mu tam dal iles tam rupii (nie pamietam) oplacalo mi sie to jazda, przyjechali po mnie, dowiezli, tanio, ok. w pociagu goroc totalny, ciulnalem sie na moja prycze, ciezko ze snem... rano sie okazalo ze mam za sasiadow mila hinduska rodzine, te rodziny zawsze sa zajebiste, ale poki nie zaczna mi pchac dzieciakow na kolana, oczywiscie kazdy dzieciak chce do bialasa na kolana, tarmosic go za policzki nos itp:) pociag sie nie zdziwilem spozniony, wyszedlem ide do rikszy sciemniaja jak zwykle ze na godualia sie nie da wjechac, ze od drugiej strony itp, piepsze, dosiada sie jeszcze anglik, dzielimy koszt (3zl!!) przez cala droge rikszarz probuje nas zachecic do jakiegos hotelu, ale lokacja mi nie odpowiada ide w swoja strone, niestety okazuje sie ze w swastika guest house nie ma miejsca, szkoda, bo to chyba najlepsze miejsce w tym miescie za dobra kase i przemili wlasciciele, trafiam w koncu do hotelu kolo yogi gh, w tej plataninie uliczek, goraco przekracza wszelkie granice. wpisujac sie do ksiegi w hotelu wpisuje nationality: polish, kolo pyta mnie -polak?, odpowiadam -a jakze, ten mi ze samolot sie rozbil, prezydent niezyje, generalowie, katastrofa itp ze na bbc gadali ze przez mgle i ze bardzo wspolczuje mi (co to moja rodzina umarla, czy jak?) daja mi pokoj z klimatyzacja choc place za taki bez, nie wiem chyba sie pomylili, albo tak mi wspolczuja, pierwszy raz mam ac:) ale wkurwia mnie to bo powietrze jakies suche i nie moge spac to wylaczam to gowno... a waranasi jak waranasi, kapia sie w gangesie, piora, pala i wrzucaja trupy, jest co ogladac, kolorowo i zawsze ktos zapewni jakies towarzystwo....